wtorek, 25 sierpnia 2015

Rozdział 14: Chcę Żyć! Chcę Kochać!

Jakoś mi nie podchodzi to opowiadanie, ale wytrwam do końca!


- A gdzie Isabel?
- Przykro mi, spieszy się do domu - poinformowała pielęgniarka smutnym głosem. Może był udawany? Nieważne.
- Aha - usłyszała tylko zawiedziony głos pacjenta. Na taki ból nie mogła dać leków przeciwbólowych.
- A mogłaby pani coś jej przekazać? - zapytał z wciąż tlącą się nadzieją.
- Niestety. Właśnie wyszła z tym przystojnym panem - iskierka zgasła. Przystojnym. pfff, pomyślał Jason.
- No tak - mruknął. Mogłem się tego spodziewać, dodał w myślach. - Może to i dobrze.
- Słucham? - odwróciła się pielęgniarka.
- Nie, nic.
Jason ułożył się wygodniej ja swoim szpitalnym, zarwanym łóżku. Został sam ze swoimi myślami, nie mając z kim pogadać.
Odwrócił się najpierw w lewo - zobaczył staruszkę. Spojrzał w lewo - napotkał wzrok staruszka. Na sali było jeszcze kilka osób: mała dziewczynka, piętnastolatek oraz mężczyzna w średnim wieku. Tak na oko.
Zupełnie nie miał z kim porozmawiać.
- Problemy z dziewczyną? - zagadnął staruszek.
- Nie mam dziewczyny.
- Ale chciałbyś - podsumował staruszek.
- Nie chciałbym - zakończył rozmowę Jason. Sam doszedł do wniosku, że nie potrzebuje dziewczyny.
Leżał i nie wiedział, co ma ze sobą zrobić. Już od jakiegoś czasu był takim wolnym ptakiem, który nic nie musi, nic go nie trzyma przy ziemi. Teraz po prostu brakowało mu kłopotów. W swoim życiu mieszał się w każdą awanturę, w jaką tylko mógł. Czasami sam wymyślał jakieś intrygi. Byle było ciekawie. braku czasu zrobił coś, czego bardzo dawno nie robił. Wyjął zdjęcie z medalionu wiszącego na szyi i popatrzył. Przetarł delikatnie kciukiem i uśmiechnął nieznacznie.
Jego oczom ukazała się Amelia - jedyna osoba, której miłości był pewien. Jedyna osoba, która go kochała. Naprawdę i mocno. Do końca.
Nie ronił łez. Nie krzyczał. Tylko się uśmiechnął. Gorzko, ale jednak/
Jason niejeden raz przekonał się, jak to jest coś stracić. Kogoś stracić. Ale ta jedna strata była szczególna.
Zbliżała się pielęgniarka. Szybko włożył zdjęcie w medalion, zamknął go i schował pod czarny T-shirt. Nie cierpiał pytań o przeszłość, o zdjęcie. Nienawidził opowiadać o przeszłości, o tej radości, której teraz szuka.
- Muszę panu zmienić kroplówkę - odezwała się.
- Mhm - mruknął Jason.
- Coś pan nie w humorze.
- Nie jestem panem. Jestem nastolatkiem.
- Więc mam się do ciebie zwracać nastolatku? - zniecierpliwiła się.
- Wystarczy Jason - usłyszała.
- Okay, Jason. Jestem Nicole - przedstawiła się, zmieniając sprawnie kroplówkę.
- Mam mówić ci Nicole?
- Jak chcesz. Nie jestem taka stara, żebyś się do mnie zwracał per pani - wzruszyła ramionami i odeszła. Kolejne osoba.
- Kobiety - skwitował.
- Kobiety - powtórzył staruszek. - Coś o nich wiem.
- To świetnie - bąknął Jason.
- No nie wiem czy tak świetnie.
- Czemu?
- Jestem w trakcie rozwodu z żoną. Zabrała mi wszystko. Została tylko mała kawalerka, o której nie wie i to, co mam w portfelu - powiedział, nadzwyczaj spokojny.
- W pana wieku jeszcze rozwód?
- Niestety. Tak to bywa z kobietami.
- Nie można im ufać - powiedział Jason.
- Można. Ale tylko tym właściwym - i to był koniec tematu.
Jason jeszcze chwilę zastanawiał się nad słowami rozmówcy, ale postanowił realizować wszystko według wcześniejszych zamierzeń.
Wcześniejsze zamierzenia nie przewidywały bratania się z nieprzyjaciółmi.
W planie nie było tak gorącej pomocy ze strony Isabel.
Nie było Conrada.
Była tylko zemsta. Była chęć pozbycia się poczucia winy.
Potrzeba wyznania prawdy światu.


*


- Will? Zjesz coś na kolację? - Belly szturchnęła go w ramię.
- Niedawno była jajecznica - uśmiechnął się. - Chcesz zrobić ze mnie grubasa?
- Nie muszę. Mamusine obiadki zrobiły swoje - poklepała go po brzuchu.
- Tak się składa, że moja mama nigdy nie robiła obiadków - zaśmiał się, próbując połaskotać Belly.
- Zapomniałam. Wiecznie poza domem - westchnęła.
- Tak to jest. Ale dzięki temu mogłem się obżerać pizzą i niezdrowym żarciem do woli.
Udawał szczęśliwego, ale Belly była prawie pewna, że popsuł mu się humor. Podeszła i go przytuliła. Wiedziała, że jest mu to potrzebne, W niektórych sytuacjach słowa są zbędne. Czyny mówią same za siebie. Wiele razy sama się o tym przekonała.
- Dzięki - pocałował ją w czoło.
- Po to tu jestem - złożyła usta w uśmiech.
- Jesteś tu po to, żeby być moim słoneczkiem? 
- I świecić ci jasno - dodała. 




*


- Niech pan mi opowie, jak to jest z tymi kobietami - poddał się Jason. Staruszek stwarzał jakieś aluzje, aż nastolatek miał dość. Postanowił wysłuchać opowieści starca. Był nawet troszeczkę ciekawy. Tylko sam siebie oszukiwał, że nie chce tego słuchać.
- Hmm. Synu, z kobietami to jest tak jak z liśćmi na wietrze. Nigdy nie wiesz, gdzie go poniesie, kiedy zmieni kierunek. Możesz tylko przypuszczać, ale pewności nie masz. Błąka się w powietrzu i nigdy nie wiesz, kiedy trafi na coś interesującego. Czasami może to być drzewo, czasami krzew. Z kobietami jest prawie tak samo. Chodzą sobie spokojnie w twoim życiu aż nie zmienią kierunki, nie wpadną na kogoś innego. Nie zmienią kierunku.
- Przekonał się o tym pan na własnej skórze? - ciekawość nastolatka zwyciężyła.
- Oj tak. Trzydzieści lat temu poznałem swoją żonę. Elisabeth. Jechałem z kolegami na dyskotekę do pobliskiego miasta, kiedy zobaczyłem ją przy ulicy. Wymiotowała. Postanowiłem jej pomóc.
- Ua, jakie to romantyczne - sarkastycznie skomentował Jason.
- Nie przerywaj kiedy starszy człowiek mówi. Więc na czym to ja skończyłem? - zastanowił się. - A, już wiem. Wymiotowała. Kiedy ją spotkałem, myślałem, że to jakieś zatrucie. Alkoholem albo czymś nieświeżym. Byłem wystraszony, ale nie uciekłem. Spodobała mi się od kiedy ją zobaczyłem.Byłem wtedy - zrobił krótką pauzę, liczył w myślach lata - dwudziestoletnim chłopakiem. 
- Ma pan pięćdziesiąt lat?!
- Trochę szacunku, nie przerywa się starszemu, kiedy opowiada.
- Sorki - mruknął.
- Nie miałem pojęcia, co mnie czeka dalej. Jechałem tym samochodem z kolegami na dobrą imprezę. Uprzedzając twoje pytanie: tak, wtedy były imprezy. Więc jechałem na dobrą imprezę, a spotkałem swoją przyszłą żonę. Ale do ślubu była jeszcze wtedy długa droga. Już na drugim spotkaniu zauważyłem, że jest przeraźliwie chuda. Później dowiedziałem się, że fachowo jej chorobę nazywa się bulimią. Wpakowała się w to, jako szesnastoletnia dziewczyna, a jako osiemnastolatka spotkała mnie - pierwszą osobę, która jej pomogła.
- I co było dalej? Jak pan jej pomógł?
- A jednak cię zaciekawiłem?
- E, no może trochę - przyznał Jason.
- Każdego ta historia wciąga. Każdy lubi jej słuchać - oczy pięćdziesięciolatka zaświeciły się.
- Czy opowie pan dalej? 
- Oczywiście. Ale musisz poczekać. Właście zabierają mnie na operację, chłopcze. Trzymaj za mnie kciuki. 
- Będę - odpowiedział miło. W ciągu kilku chwil jego nastawienie do mężczyzny zmieniło się diametralnie.
W ciągu minuty przyszły po niego trzy pielęgniarki i zabrały razem z łóżkiem. Jason rozejrzał się wokoło. U niego nie było nikogo bliskiego. Zrobiło mu się go ogromnie żal. Jednak mimo wszystko miał serce i zdarzało się, że go używał. 
- Wszystko będzie dobrze - krzyknął w ostatniej chwili. Staruszek pomachał mu ręką i zniknął za drzwiami. Mężczyzna może i nie był taki stary, ale wyglądał dość staro. Dlatego nastolatek zaczął nazywać go Staruszkiem. 
- Wszystko musi być dobrze - szepnął jeszcze do siebie.




Co sądzicie? 

Na początku pisania tego rozdziału byłam przekonana, że chcę to opowiadanie szybko skończyć, teraz nie jestem tego taka pewna... Okaże się przy kolejnych częściach. Do napisania :)

4 komentarze:

  1. Świetne, masz naprawdę talent pisarski, brawo! :)
    http://fridayp.blogspot.com/ <- Enjoy!
    Dobrej nocy ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zapowiada się ciekawie ;)
    Pozdrawiam serdecznie ;*
    ravenstarkbooks.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. No no no ^-^ zaciekawiony jestem :3
    Zapraszam do mnie:

    www.notatnikpoety.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń